Tytuł: Love,
Rosie
Autor:
Cecelia Ahern
Wydawnictwo:
Akurat
Liczba stron
511
Cena z
okładki: 39.99 zł.
Witajcie!
Na początek krótkie ogłoszenie parafialne. Dziś znowu przybywam do Was z postem książkowym, a ściślej rzecz ujmując z recenzją kolejnej powieści. Zdaję sobie sprawę, iż nie wszyscy przepadają za tego rodzaju notkami. Rozumiem to i szanuję, jednak duża część mojego życia kręci się wokół książek. Zimowe wieczory niezaprzeczalnie sprzyjają czytaniu, zatem i ja jak na prawdziwego mola przystało, pochłaniam duże ilości literatury najróżniejszej maści. Pragnę podzielić się osobistymi refleksjami na temat powieści, które wywarły na mnie największe wrażenie. Robię to przede wszystkim dla Was, ale także trosze dla samej siebie. Ważne jest dla mnie, aby w nawale nowych propozycji książkowych, nie zapomnieć tych, które najbardziej mnie zauroczyły. Jeśli więc nie lubicie takich wpisów, zwyczajnie je pomińcie. W najbliższym czasie na pewno pojawi się wiele innych notek. Tych, którzy po przeczytaniu tego przydługiego wstępu zdecydowali się jednak ze mną pozostać, zapraszam na recenzję książki Cecelii Ahern pt. "Love, Rosie".
Pierwsze
wydanie powieści ukazało się na polskim rynku w roku 2006 i nosiło tytuł „Na
końcu tęczy”. Prawdziwą popularność zyskała jednak dopiero rok temu, wraz z
wejściem na ekrany kin ekranizacji. Długo zastanawiałam się czy poświęcić swój
czas na przeczytanie tych 500 stron, znając twórczość autorki, (m.in. „PS
Kocham Cię”) byłam przekonana, że to kolejna typowo kobieca opowiastka miłosna.
Już po pierwszych kilku stronach moje przypuszczenia okazały się nie do końca
prawdziwe…
„Ja wiem,
kto w życiu myśli, nie pisze nic. Kto bardzo kocha pisze długi list…” – Słowami
piosenki zespołu „Skaldowie” można najprościej spuentować tę historię. Love,
Rosie to opowieść o wielkiej przyjaźni i miłości, która przetrwała próbę czasu.
Rosie Dunne i Alex Stewart przyjaźnią się odkąd tylko sięga ich pamięć. Chodzą
do tej samej klasy i siedzą jednej ławce. Niewątpliwie są dla siebie bratnimi
duszami. Rozumieją się bez słów i wszystko robią razem, a co najważniejsze
skrycie się w sobie podkochują. Na skutek nieoczekiwanego splotu zdarzeń Alex
wyprowadza się z rodzinnego Dublina, a to dopiero początek komplikacji, z
jakimi będzie musiała się zmierzyć ta dwójka. Życie potrafi przecież pisać
najdziwniejsze scenariusze… Czy ich przyjaźń jest na tyle silna, aby przetrwać
olbrzymią różnicę kilometrów? Jak długo będą musieli czekać na własne szczęście
i czy będą umieli odnaleźć się w nowej rzeczywistości?
Książka
podzielona została na pięć część, reprezentujących poszczególne etapy życia
bohaterów. Napisano ją w dość niekonwencjonalnej formie, a mianowicie jako wymianę
listów, e-maili i SMSów między postaciami. Jest to bardzo ciekawy zabieg, który
ułatwia czytelnikowi poruszenie się w literackiej rzeczywistości i znacznie
przyśpiesza czytanie. Cecelia Ahern bez wątpienia potrafi posługiwać się słowem
pisanym i robi to w sposób bardzo swobodny. Nie zabrakło tutaj również dużej
dozy poczucia humoru, które warunkuję codzienną relację Alexa i Rosie.
Podsumowując:
Love, Rosie może zarówno wzruszyć, jak i rozśmieszyć do łez. Traktuje o
zwykłych ludziach i ich zwyczajnych problemach. O codzienność, która czasami
przyćmiewa nasze małe wielkie/ marzenia. O tym, że miłość potrafi być
silniejsza niż upływ czasu i warto mieć w życiu kogoś, kogo bez wahania
będziemy mogli nazwać najlepszym przyjacielem. Wreszcie jest to historia, która
może z powodzeniem zdarzyć się każdemu. Bo magia istnieje i możemy ją znaleźć w
drugim człowieku…a kiedy już nam się to uda, nie dajmy sobie wmówić, że nie
zasługujemy na szczęście!
Moja ocena:
10/10
Tego z całego serca życzę i Wam i sobie.
Do następnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz